HOT SPOT

Mimo dosyć porywczej i buntowniczej natury życie mnie ustatkowało i lubię mieć plan. Lubię według niego działać. Lubię pod koniec dnia popatrzeć w kapownik i dumnie szepnąć „dałam radę”.I tak wczoraj zgodnie z kolejnym punktem byłam asertywna, ale nie niegrzeczna. Próbując dociec sedna sprawy w jednej z państwowych instytucji napotkałam barierę szerokości co najmniej zacnych czterech liter Beyoncé. Mówię, pytam, prostymi zdaniami bez przecinków podaję komunikaty, żadnej elokwencji, bez ozdób… i nic! Zero komunikacji. Czytaj dalej

Stolen dance

W piątek miałam już zaplanowany kolejny tydzień i wszystko dopięte na ostatni guzik, aby w sobotę mieć zupełnie wolne i poświecić się totalnemu ‚nicnierobieniu’ (uuu…już widzę jak p.Miodek kiwa głową, na to moje słowotwórstwo). To znaczy nadchodzący tydzień był już obsadzony w spotkania, pracę, treningi i milion innych rzeczy, w tym nawet kontrolę u dentysty (bo coś mi się szczęka zsuwa ostatnio 😛 ). Zastanawiam się czasami, czy jeśli ja nic nie planuję tak na prawdę, a i tak mam zawsze kapownik zapisany na tydzień do przodu… takie minimum oczywiście… To co wtedy gdybym planować zaczęła (pogłaskałam właśnie swój terminarz)? Czy wtedy musiałabym zacząć w torebce nosić tablet (lans jak ta lala), bo w kapowniku brakowałoby miejsca (i znowu kredyt na lewy dowód). A może na allegro znalazłabym prywatą asystentkę (opcjonalnie asystora: 180cm wzrostu, 90kg, brązowe oczy… no ok, ok… już… to taki opis z e-buy, a nie moje widzi mi się). Czytaj dalej

Świadomość niecierpliwości

Z rzadka pokrywała usta purpurą, przecież krew jej skroni nadto dodawała barwy chwilom.
Szeroko otwarte oczy, rozważne i drapieżne spojrzenie… szukała go, udawała spokojną.
Ale kiedy nie wyłowiła jego twarzy wśród tłumu, szybkim krokiem wróciła w kierunku samochodu.
Stał tam i czekał w cieniu. Bezczelnie obserwował jak się zbliża.

Czytaj dalej

Siemię czy siemienie?

Spowodowana piękną wiosenną pogodą i pogróżkami meteorologów o nadchodzącej zimie, postanowiłam dodać sobie energii i po wieczornym bieganiu wstąpić jeszcze na solarium. Nie potrafię uzasadniać swojej decyzji dlaczego taka kolejność w palnie postępowania, a nie odwrotna co miało by więcej ‚oleju w głowie’. W zasadzie mogłabym próbować jakiegoś logicznego wyjaśnienia szukać, ale byłoby ono na tyle sensowne, na ile sensowne są ograniczenia UE dotyczące wędzenia. Bo jak? Grozi mi areszt i postępowanie sądowe w razie przyczernienia kiełbaski na ognisku. Tu jeszcze da się wyjaśnić – ogień spalił, a nie uwędził. Ale co z grillem?! Moja pamięć doskonała, acz nadto krótka ma spory wpływ na stan wędlin nad dymem. Dokładniej ujmując każda norma akceptowalna przez innych członków społeczeństwa jest w tym (w moim) przypadku przekraczana. Wyprzedzając fakty – znajdę się w ‚zacnym’ gronie recydywy wędzarniczej. To tak ogólnie 🙂
Czytaj dalej

Monday!!! U Bastard!!!

Nie ma ciężkich poranków po jeszcze cięższej nocy, nie ma chandry. Nie ma pecha i nie istnieją złe dni. Nawet poniedziałek – bękart tygodnia jest po prostu bękartem, niechcianym, nielubianym… nic poza tym 🙂

Zmiana czasu na zimowy daje mi co roku tę tamą satysfakcję, że wychodząc do pracy na przełomie października i listopada witam dzień wraz ze wschodem słońca, który jest nad „moimi” polami cudowny. To centrum aglomeracji, a tak pięknie tutaj!
Ta zmiana daje mi też większe pole widzenia na parkingu, więc…
– Co za pajac ustawił się kombikiem na przeciw kombika na tak wąskim parkingu? I to najdłuższą sztuką! Że też poniedziałki muszą się tak zaczynać! Będę teraz wycofywała na 5 razy. Co za spryciarz z tego…
A… aaa… Nie… no przecież nie… Haha (z zaciśniętymi zębami) To samochód Maxa. Jemu na pewno nie chodziło o podniesienie współczynnika „frenzy” w moim całkiem niedużym ciele. Na pewno nie. To byłoby równoznaczne z rozdarciem koszuli i wystawieniem nagiej klatki piersiowej w świetle celownika łucznika. Nie… tego unika przecież każdy zdrowy na zmysłach i na ciele.

Czytaj dalej

Studium spadających diamentów.

Nie wiedział dlaczego, nie rozumiał jej gorliwości. Nie wierzył… nie wierzył w ich wspólne dzisiaj.
Była tam, z nim, mimo wszystko. Stanowił dla niej enklawę piękna w szarej codzienności. Azyl w pędzącym świecie – pędzącym razem z nią, w pierwszym rzędzie tego rollercostera.
Ale to nie był dla niego wystarczający dowód. To nie był wystarczający powód, aby w ciszy wykrzyczeć „JESTEŚMY!”.

Czytaj dalej

Patologia?

Uprzedzałam… uprzedzałam go aby tego nie robił. Grzecznie informowałam, aby odpuścił sobie. Bo może przyjść dzień, kiedy z uśmiechem na twarzy rozerwę go na strzępy, odwrócę się, a później poczekam w spokoju aż ekspres dokończy porannego cudu zaparzania kawy. I nie mrugnę nawet okiem gdy poczuję zapach jego agonii.

Wróciłam wczoraj późno. Przedarłam się przez gęste powietrze dnia wyczerpana totalnie. Nie… nie forsowałam się zupełnie, to upał ma na mnie taki wpływ.
Wiem – jest lato i cieszę się, że nie pada śnieg jak na koniec kwietnia, kiedy każdy marzył o takim żarze i drinku w temperaturze ciekłego azotu. Mało tego… ten cudowny napój byłby podany przez „wypastowanego” barmana  z francuskim akcentem i nosił lekką nazwę ekstaza w chmurach… To wszystko z widokiem na piękną, białą, pustą plażę Wysp Dziewiczych.

Czytaj dalej

Prawo stygnięcia nie dla Predatora

Wszystko co sobie wczoraj w pracy zaplanowałam, zostało zrobione. Nic na potem, nic dodatkowego do domu, wszytko pięknie. I wakacje – żadnych dodatkowych lekcji po etacie. No… maniana!
Kocham takie dni.
Skoro mam chwilkę, to wskoczę do sklepu po koszulę. Hm… zanim wybiorę jakąś… zanim przymierzę…

Trach!!!

Czytaj dalej

Zasada warunkująca drogę kropli (doktorat 2013)

Wyszłam z samochodu z powiekami ledwo rozchylonymi i z ledwością wdrapałam się po schodach do swojego biura. Bolały mnie nogi, bolały mnie plecy, bolało mnie ciało po wczorajszej wizycie u fizjoterapeuty i jeszcze ta nieprzespana noc. Nie wspomnę nawet o tym dżentelmenie w piekarni, który zatrzymał kolejkę próbując kupić pieczywo. Nie… nie kupował aż tyle, nie w tym rzecz. Szanowny Pan za pomocą różnej długości jęków (coś na kształt kodu Morsa) próbował złożyć zamówienie na bułkę. Sama oceniam swój próg cierpliwości za wysoki, ale nie oszukujmy się. Stojąc za osobnikiem roztaczającym woń odparowanego etanolu w stężeniu co najmniej 60% poza zakresem dopuszczalnym, obmyślałam w głowie już każdy szczegół tego, co zaraz miałam zamiar zrobić. Plan nie był skomplikowany. Nawet wiedziałam gdzie ukryję zwłoki Pana C2H6O.

Czytaj dalej