Monday!!! U Bastard!!!

Nie ma ciężkich poranków po jeszcze cięższej nocy, nie ma chandry. Nie ma pecha i nie istnieją złe dni. Nawet poniedziałek – bękart tygodnia jest po prostu bękartem, niechcianym, nielubianym… nic poza tym 🙂

Zmiana czasu na zimowy daje mi co roku tę tamą satysfakcję, że wychodząc do pracy na przełomie października i listopada witam dzień wraz ze wschodem słońca, który jest nad „moimi” polami cudowny. To centrum aglomeracji, a tak pięknie tutaj!
Ta zmiana daje mi też większe pole widzenia na parkingu, więc…
– Co za pajac ustawił się kombikiem na przeciw kombika na tak wąskim parkingu? I to najdłuższą sztuką! Że też poniedziałki muszą się tak zaczynać! Będę teraz wycofywała na 5 razy. Co za spryciarz z tego…
A… aaa… Nie… no przecież nie… Haha (z zaciśniętymi zębami) To samochód Maxa. Jemu na pewno nie chodziło o podniesienie współczynnika „frenzy” w moim całkiem niedużym ciele. Na pewno nie. To byłoby równoznaczne z rozdarciem koszuli i wystawieniem nagiej klatki piersiowej w świetle celownika łucznika. Nie… tego unika przecież każdy zdrowy na zmysłach i na ciele.

Czytaj dalej

Studium spadających diamentów.

Nie wiedział dlaczego, nie rozumiał jej gorliwości. Nie wierzył… nie wierzył w ich wspólne dzisiaj.
Była tam, z nim, mimo wszystko. Stanowił dla niej enklawę piękna w szarej codzienności. Azyl w pędzącym świecie – pędzącym razem z nią, w pierwszym rzędzie tego rollercostera.
Ale to nie był dla niego wystarczający dowód. To nie był wystarczający powód, aby w ciszy wykrzyczeć „JESTEŚMY!”.

Czytaj dalej