Wydarzyło się coś niezwykłego! I ta niezwykłość wprowadziła mnie w taki stan upojenia chwilą, że nie za bardzo wiedziałam co z sobą zrobić. Jest środek tygodnia, a ja nie muszę pędzić na zabój aby zdążyć to tu, to tam. Nieprawdopodobne, dziwne i rzadko spotykane. Cóż… przynajmniej wiem jakie rozterki przeżywa świeżo upieczony emeryt, który był ‚aktywny‚ nie tylko zawodowo i musiał całkiem mocno się spinać (oczywiście nie mam na myśli osiowo dolnej części ciała), coby nie wypaść z codziennego obiegu zanim przyszła ona – emerytura.
Więc jako emerytka dnia dzisiejszego postanowiłam iść na kawę (szóstą, bo ciągle próbuję się ograniczać) do przydrożnej kawiarni i w samotności poczytać kolorową prasę dla pań. Kupiłam zatem National Geographic-a, Focus-a i Top Gear-a (bo Poradnik Domowy się skończył) i z takim zapasem makulatury na co najmniej 2 tygodnie czytania, ruszyłam w kierunku Coco Caffe. Po drodze zerknęłam na ‚rozkład jazdy’ w teatrze, kupiłam wino (na wieczór oczywiście i oczywiście je również ograniczam) i minęłam młodego mężczyznę o miłej aparycji (trzy razy sprawdzałam jak to się pisze, tą api… apy… aparycję).
Czas wracać. Toteż zapłaciłam i poczłapałam zgrabnie w kierunku samochodu. Dziwny ten świat, ale minęłam znowu tego samego młodego mężczyznę o miłej aparycji. A może to nie realny świat, ale Matrix i wszystko jest tylko programem w przestarzałym procesorze?
Tym razem zerknęłam raz jeszcze i wiedziałam, że skądś go znam… z… no… z… Ech, zapytam lepiej.
Ja cię! O rety! Nie możliwe!
Nie myliłam się i tak w skrócie wyglądało powitanie oraz reakcja na ujawnienie tożsamości młodego mężczyzny o miłej aparycji. Rozmawialiśmy jeszcze chwilę idąc do samochodów. O pracy, szkole, o żonie (nie mojej przecież), o dzieciach, o tym jak czas szybko płynie i dlaczego czytam Top Gear.
Otworzył mi drzwi samochodu. „Jaki miły” pomyślałam i rzuciłam pakunki na siedzenie pasażera. Pożegnałem się i szczęśliwa ze spotkania po latach chciałam odjechać. Tylko coś nie tak ze stacyjką było. No to nadal próbuję bez powodzenia. Podnoszę wzrok, a on dalej stoi przy samochodzie. Hm… może chciał mi pomachać na „do widzenia”.
Otwieram drzwi i komentuję sytuację tłumacząc, że kluczyk do połowy tylko wchodzi. Na co młody mężczyzna o miłej aparycji wyciąga dłoń i mówi: „Spróbuj tego”.
Dodam tylko, że mój czołg bliźniak stał dwa miejsca parkingowe dalej 🙂
(Nie ma dzisiaj JUtuby, bo nic nie potrafiłam dopasować muzycznie. Ale może ktoś sprosta zadaniu i wrzuci asa z rękawa 🙂 )
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Something amazing happened! And this unusual situation put me into state of such ecstasy that I didn’t know what to do with myself. It was midweek and I didn’t have to rush everywhere as usually. It is incredible, strange and so rare. Well … at least I know what dilemmas are going through freshly baked pensioner who used to be ‚active’ not only professionally and had to tied up pretty strongly to don’t fall out of the daily circulation before she has came – the pension.
So as a “the pensioner of the day” I decided to order a coffee (sixth one this day… I’m still trying to limit my addiction) in samll city cafe and read alone color magazines for the ladies. So I bought the National Geographic, Focus and Top Gear-a (there was no more Bravo 🙂 ) and with the supply of wastepaper for next two weeks reading I moved slowly to Coco Caffe. By the way I checked the theater schedule, I bought a bottle of wine (for the evening of course and obviously I’m also trying to tlimit it) and I passed a young man with a pretty nice appearance ( I checked three times how to write this api… ape… appearance).
It was time to go back. So I paid the bill and went smoothly across the street to my car. Strange world… but I passed the same young man with a pretty nice appearance again. Or maybe it’s not the real world, but the Matrix and everything is just a program in outdated processor?
This time I looked again and I was sure I knew him from… somewhere… from… from… Eh, I’ll ask him better.
Impossible! No way! What a surprise!
I wasn’t wrong and it was just a short welcoming and reaction to the disclosure of the identity of a young man with a pretty nice appearance. We were talking for a while walking to the car. About work, about school, about his wife, about children and the fast time passing and why did I read the Top Gear… about everything.
He opened the car door for me. „How nice” I thought and I threw the packages into the passenger seat. I said goodbye and happy because of the meeting after the years. I wanted to leave. But something was wrong with the car ignition. Well, I was still trying but without success. I looked up and he was still standing by the car. Hm … maybe he wanted to say „bye bye”. I opened the door and commented the situation explaining that I couldn’t put the key into. The nice young man with a pretty nice appearance reached out his hand and told me: „Try this one”.
I just want to mention that my twin-car was two parking spaces ahead 🙂
(There is no music clip today, because I couldn’t fit anything. Maybe someone can put here something interesting and connecting with the note above, hm? 🙂 )
Dobre! 🙂
Chyba farbnę się na jasny blond (z całym szacunkiem dla blondynek) 🙂
Jakem blondynka ( ta o wielu odcieniach złota; kiedyś naturalnego, dziś już niestety sztucznie uzyskiwanego 😉 ) , przyznam, że jedynie raz w życiu zdarzyło mi się coś podobnego. Otóż po ekspresowych zakupach wlazłam ( prawie wlazłam) do obcego auta 😀 Ktoś zaparkował tuż obok mojego oplika identyczny wóz, ten sam kolor i również kombi! I też siedziało w nim dziecko, tyle, że nie moje…Mina tego dziecka- bezcenna! Mina mojej córki siedzącej w samochodzie obok…lepiej nie mówić… 😉
Aha, akcja zdarzenia miała miejsce pod naszym sklepikiem na wsi, gdzie co dzień wysiadują ziomale przy piwku; w mieście nie zostawiłabym córki samej w aucie, ten facet ( jak się potem okazało mój kolega) z identycznego opla, też pewnie nie 🙂
Ha! A ja (blondynka również, ze srebrem niestety – systematycznie malowanym nowinkami w salonie fryzjerskim) wtargnęłam sąsiadce teściowej do mieszkania z okrzykiem, jaki wydaje Indianin po wygranej bitwie.
W skrócie: poleciałam do sklepiku na osiedlu po… już nawet nie pamiętam po co. Ale było to z okazji spotkania z moją szwagierką i w tej radości, wbiegając na czwarte piętro, jak wspomniany Apasz, wtargnęłam do mieszkania sąsiadki. Jak? No mieszka pięto niżej w tym samym pionie co moja teściowa. A że w blokach wszystkie drzwi wyglądają podobnie, to „SORY WINETU” 😛
Brakowało mi tylko skalpu w dłoni, a łzy śmiechu lały się do wieczora, systematycznie i cyklicznie, jak tylko wspominałyśmy jej imię 🙂
)))) nie jestem blondynką choc zawsze chciałam byc taką mimoza o jasnych długich prostych włosach 🙂 jak można sie domyśleć jestem „garściastą” brunetka o kręconych włosach ;))
a co do przygód to kiedys wracam ze szkoły czyli pracy . Stoje na przystanku autobusowym w oczekiwaniu na autobus i czuje ,że ktos mnie „oblepia ” wzrokiem. I owszem stoi facet i sie gapi i sie usmiecha i cos mamrocze na kształt dzien dobry . Myślę sobie pewnie ktoś z rodziców ,, ale nie mogę sobie przypomnieć którego ucznia, więc śmiało i energicznie podchodzę do pana i pytam
= przepraszam czy pan jest ojcem , któregoś z moich dzieci ?
Facet wybauszył oczy i szybko na pięcie sie zmył :))) chyba nie był rodzicem;))
Może pomyślał, że jesteś Matką Boską, skoro wszystkie dzieci są twoje 🙂
Just, to jest bomba!!! Cudowne! 😀
„mąż z żoną wybrali sie swoim dosyć popularnym samochodem na zakupy , szarówka, mąż został w aucie , kobita lata miedzy regałami, zrobiła zakupy , lezie do samochodu, otwiera tylne drzwi rzuca na siedzenie torebkę, reklamówa z zakupami w ręce, otwiera przednie drzwi siada i mówi …….ale mi sie zebrało……..i fruuuuuuu głośny pierd na cały samochód……….odwraca sie w lewo a za kierownicą obcy chłop!!! marka samochodu ta sama, kolor ten sam…….ino chłop inny……….wyskakuje jak z procy i leci sukac swojego chłopa i auta………znajduję i jadąc do domu opowiada mu co sie stało……….w chałupie rozpakowuj zakupi i mąż ją pociesza……co sie martwisz, tyle obcych ludzi, nikt cię nie poznał, chłopa nie znasz, będzie git……….nagle dzwonek do drzwi kobita leci otworzć………….a po drugiej stronie chłop ze słowami na ustach ” zapomniał pani torebki z mojego samochodu…………….”
historia ponoć z życia wzięta:)
dobrze wiedzieć, że nie jestem sama w radosnym obłąkaniu;)
hahaha, niezłe! 🙂
Hahaha!!!! Niemal spadłam z krzesła 🙂 🙂
No i JUtuba zapodaję na ten nasz szalony świat szalonych kobiet, o nas myślę 😉
A mogła powiedzieć: ojej tak długo byłam na zakupach, że prawie Cię nie poznałam 😛
Ta… i ucałować na powitanie 😛
Za cierpliwość… trzeba 😉
Wówczas albo ona, albo on doznaliby szoku, a w efekcie motyla w Indiach spadłby śnieg, Niagara by wyschła a w Polsce właśnie ogłoszono by atak kosmitów. W skutek czego każdy musiałby zostać gdzie właśnie jest. Oni ugrzęźliby z sobą w samochodzie na długo, w efekcie czego dzisiaj ich wnukowie by to czytali….
🙂
…no.
Hehe… kto wie 😉 Jedno jest pewne trzeba szanować zarówno los, jak i intuicję, bo ci reprezentaci życia nie chcą nas niszczyć, tylko uczyć, co często mylnie jest interpretowane…
Albo odbyłoby się to w częściej spotykany sposób. Odbyłoby się i już! 😛
Czyli na przykład to, że sobie gadamy za pomocą kilobajtów przesyłanych światłowodem czy tam eterem, było nieuniknione?
Oczywiście. Pierwszy konkakt może być przypadkowy, potem to już wybory, świadome lub podświadome. Na resztę sama sobie odpowiedz 🙂
Tak… wybory których dokonujemy i za które ‚dostajemy pochwałę’ albo przykaz: ‚Do naprawy w następnym życiu, duszyczko. Sorki, ale na odpoczynek jeszcze nie zasłużyłaś’ 🙂
Generalnie, tak z innej beczki z ogórkami kiszonymi, muszę odpocząć i wyjechać na kilka dni na łono natury, bo co krok muszę poprawiać błędy, których wcześniej nie widzę. Ortograficzne, ma się rozumieć 😛
Chociaż…. chociaż CTRL+ALT+DEL przydałby mi się w codzienności. Ech… za szybko… za szybko żyję.
Ja mam ciekawe propozycje wyjazdu w „głuszę” Puszczy Knyszyńskiej. Strasznie mi to pasuje, ale cholernie ciężko mi przekonstruoować zaplanowany urlop. Fuck! 😉
To może dwa urlopy? Możliwe czy niemożliwe?
Ja jeszcze nie rozpoczęłam misji planowania urlopu, więc głusze, puszcze, piaski i pola czekają na mnie 🙂
Mam podzielony na 3 części. Majówka odpada. Teraz ustawiam się przełom maj-czerwiec 😉 5 dni… w głuszy, z jogą, nauką gotowania zgodnie z ayurwedą, masażami… Och 😉
Ochhhhh… achhh… mniam 🙂
Właśnie 🙂
oj no zdaża się aby kolor auta ten sam-mam nadzieję-ale mam nadzieję że jak nast
ępnym razem się zobaczymy to będzie jednak blond:)
Że niby u mnie blond… jasny? Czy u Ciebie? 🙂
Zresztą co za różnica, i tak jesteśmy blond, rude lub czarne w zależności od potrzeby 🙂
Witam Agula 🙂
no niestety ja będę rzadko bo mi w robocie zablokowali a w domu czasu mało 🙂
Dla jednych rzadko, to dla innych często 🙂
W każdym razie WELKOMEN WERY MACZ 😉
Dobre. Ja mając ok 10 lat wracałam ze sklepu skocznym krokiem widzę,że przede mną idzie kilka lat starsza koleżanka Ksenia. Podbiegłam szybciutko i krzycząc „Hej…” … wskoczyłam … ” na barana”…
Tylko nie mów, że wskoczyłaś innej osobie na garba? 🙂
Panią Annę witam również gorąco i dziękuję za „wpadnięcie”.
Za wybór gazet masz plusa. Szczególnie focusa lubię. Poznaj świat też jest niezłe.
Kiedyś leżałam w szpitalu, po wizycie w kąciku prasowym moje współtowarzyszki niedoli rzuciły się żeby pooglądać moje zakupy. Jak zobaczyłam te rozczarowane miny myślałam że się udławię ze śmiechu. Jedna zapytała tylko niśmiało: a horoskop jakiś chociaż tam jest?
Hehe…dobre 🙂
Mogłaś powiedzieć, że może horoskopów brak, ale kolorowe obrazki są 😉
Piękna historyjka. Ale z racji jutrzejszego startu wolę tę, którą zostawiłaś u mnie w komentarzu 🙂
Nie wiem, na ile prześledziłaś moje historie biegowe, ale miałam kiedyś notkę o modzie związanej z bieganiem: http://www.zawieszonatd.blog.interia.pl/?id=2386552
Od tamtego czasu notek w tym temacie pojawiło się wiele (ostatnio nawet, jak zauważyłaś, wypomniano mi monotematyczność), a mój strój bardzo ewoluował. Bo jednak przy dłuższych dystansach ważne jest to, by ubranie nie przeszkadzało. Poza kilkoma markowymi dodatkami kupionymi na wyprzedaży, ciuchy mam kupione w Lidlu i Decathlonie, a większość koszulek to pamiątki z imprez biegowych. Jedyna moja poważna inwestycja to buty (też wyprzedaż). W tej kwestii nie uwiodą mnie jednak ani Adidasy, ani Reeboki. Moja ukochana marka (jak zresztą większości biegaczy) to Asics.
Trzymaj za mnie jutro kciuki!
Będę trzymała – nie, trzymam właśnie 😉
Zaraz lecę do Ciebie przeczytać, co też Ciebie spotkało, a Ty…. „Run Forest! Run!” 😉
Dzięki za te kciuki. Ewidentnie pomogło 🙂 A zamiast “Run Forest! Run!” wolę „Biegnij, Lola, biegnij!” 😉
Zatem „Na przód Lola, na przód!” 🙂
Gratuluję oczywiście
„Pożegnałem się i szczęśliwa ze spotkania po latach chciałam odjechać. Tylko coś nie tak ze stacyjką było. No to nadal próbuję bez powodzenia. Podnoszę wzrok, a on dalej stoi przy samochodzie…” i w ręce trzyma przewody zapłonowe 😀
Kiedyś kogoś podwiozłem i potem tą osobę cyklicznie spotykałem w różnych częściach miasta i okolicznościach. Było to zabawne, szalenie zabawne 🙂 Zawsze przez chwilkę sobie rozmawialiśmy.
Hahaha!!! No oczy by mi z orbit, jak się to mówi, wyskoczyły na widok tych kabli 🙂 🙂
A spotykasz ją/jego jeszcze?
Nie spotkałem jej (!!!) więcej, bo zlekceważyłem los, a on wtedy ze mnie zakpił 😉
Słuchaj, skoro miejsca i czas kiedy się spotykaliście znasz, to może czas na analizę zdarzeń i zachęcenie losu do deja vu ? 🙂
Nie lubię się ogladać ani reaktywować nieboszczyków 😉 😛
Czasami warto przeprowadzić autopsję 🙂
Można znaleźć patologię w czymś, co się zdaje czyste i oczywiste. W ten sposób można zdobyć cenne doświadczenia, przy spotkaniu z kolejnym(ą) potencjalnym denatem 🙂
….a. to wszystko przez to że czytasz Top Gear;))))))))))))
jak się dawniej interresowałam pirotechniką i fachowa literaturą na ten temat ściągałam wszystkich wariatów;)
Witam Ogień we własnej osobie 😉
WITAM!!!
…i nie mów, że teraz tak będę miała 😛 🙂
O roztargnieniu pozwolę sobie dorzucić słów kilka.Moja mama wychodząc z mieszkania brała zwykle parasolkę, bo może przecież padać.Pewnego razu kończyła jakieś prace w domu i bardzo się spieszyła, bo musiała jeszcze wyjść na miasto. W specjalnym miejscu, pod zlewem wisiała zawsze krótka szczotka- zmiotka na sznureczku, a na dole szufelka. Coś tam jeszcze podmiatała i szybko, szybko włożyła płaszcz, buty, kapelusz i wybiegła z mieszkania. Zwykle patrzyłam przez okno, jak wychodzi z bramy na ulicę. Patrzę a tu idzie mama z torebką pod pachą energicznie machając drugą ręką. Kapelusik, płaszcz, eleganckie buciki a na ręce, której łokciem przytrzymywała torebkę wisi….. zmiotka spod zlewu. Głowa uniesiona, nie widzi nic. Próbowałam dawać znaki przez okno, nic z tego. Wróciła po ok. 10 minutach, zataczając się ze śmiechu. „A ja tak się dziwiłam, co ci ludzie tak mi się uważnie przyglądają?” Opowiadała z załzawionymi od śmiechu oczyma. Szczotka nie samochód, ale wrażenie nie mniejsze.
Heh… musiała wywrzeć wrażenie – taka elegancka ze zmiotką 🙂
Ja całkiem niedawno zrobiłam sobie koczek przed jakimś ‚wyjściem’ i na pół godziny przed, postanowiłam go jeszcze podkręcić papilotem. Szkoda, że zapomniałam tą zieloną gąbkę wypleść z włosów, zanim świat mnie ujrzał 🙂 🙂
Też dobre.:-D
Aż miło powspominać 🙂
Ale jakie miałaś zainteresowanie wszystkich Twoją osobą 🙂 najlepsze ubrania nie zwracają tyle uwagi co jeden papilot 🙂
Dokładnie 🙂
Przyjaciółka ratowała mnie mówiąc, że to pod kolor paznokci. Co wywoływało jeszcze większe zainteresowanie i salwy śmiechu 🙂