Męski świat / Man’s world (English version available on Monday)

Wdrapałam się szóste piętro Qubusa po raz ósmy. Nie, nie dlatego że tak mi się zachciało. Ale dlatego, że do obie windy były akurat okupowane przez gości hotelu – nadworne damy w jedwabnych sukienkach i żakietach z kaszmiru oraz ich mężów businessmanów w złotych zegarkach.
Zerknęłam tylko na swoje dżinsy i tym razem białą koszulę z łatami na łokciach… Hej! Ale ja mam skórzane trampki i ładny zegarek.

Ech, jednak nie pasuję. Poza tym, jak zwykle byłam wielbłądem, który tachał na garbie torbę z laptopem, walizkę z narzędziami i torbę z jedzeniem (no bo bez przesady, prowiant musi być). Co mi tam, jachtu nie mam, ale przecież wszyscy homo sapiens jesteśmy i sztućców  używamy (dobra, nie zawsze, ale zazwyczaj).  Zadreptałam  do holu windowego i przywitałam się z pierwszym „prezesem”.
Ożeż! Ale miał głos… chyba z Gienkiem Loską w tym samym barze przesiadywał zanim zawiązał krawat i wdział swoje krokodyle czółna. Gawędzę kilka sekund i już przyłączył się do rozmowy jego klon klasy buissnes.
– Nie do wiary! Na prawdę niespotykane, aby kobieta takim męskim zawodem się imała.
– A jednak. Nic w tym nadzwyczajnego. Lubię to i tym się zajmuję. Fakt – zrosłam się męskim światem w pracy i w życiu, co nie znaczy, że sukienek nie zakładam.
– Oczywiście, nie wątpię. (Dama w żakiecie z kaszmiru złapała go pod ramię. A co! Demonstracja własności musi być. W końcu to lwice polują, aby król mógł się najeść)
Wsiedliśmy do windy i od razu wiedziałam, że to był błąd. Aby nie opisywać mojego odruchu wymiotnego z trudem powstrzymywanego, czy wyrazu twarzy człowieka któremu wbito sztylet w żołądek, a który musi trzymać ster aby statek nie zatonął, wspomnę jedynie o impulsywnym i raczej spontanicznym ruchu moich kosmków jelitowych. Krótko i zwięźle – nie mogę przebywać w pomieszczeniach, gdzie stężenie procentowe oparów drogich (tanich również) perfum przekracza dopuszczalne i nieszkodliwe dla mojej osoby 10%.
– Pójdę pieszo, muszę jeszcze zahaczyć o pokój i zabrać co nieco.
– A na bankiet pani wstąpi?
– Wątpię, jestem w pracy. Poza tym na poddaszu, koło centrali nawiewnej jest całkiem przyjemnie… jak jest wyłączona. Miłego dnia!

Siedziałam w tym kurzu i szumie kilka godzin, program napisany, wgrany gdzie trzeba. Już nawet odłączyłam się od sterownika i miałam zamiar zejść do pokoju. Ale zmieniłam zdanie i zjechałam taka zakurzona i zmęczona do baru po szkarłatny trunek w kryształowym kieliszku oraz sałatkę z anszła… ansza… anszua… no z tymi śledzikami co to takie superior są. Miałam gdzieś, że z ryba czerwienią nie współgra i zabrałam swoje skarby na poddasze. Na odchodne poprosiłam o kawę. Ha! Trzeba by zobaczyć minę barmana, kiedy usłyszał gdzie ma ją podać. Jej… buciki mu się skurzą!
I leżę sobie na płaszczu, najedzona… na ciemnej, zapomnianej kondygnacji technicznej w gdańskim hotelu, z kryształowym kieliszkiem w dłoni, słuchając ulubionych kawałków z laptopa… Lubię to. Już nawet zaplanowałam, że wyciągnę chłopaków na miasto, co w podziemiach jeszcze siedzą, kiedy usłyszałam kroki.

Uhm… kawę podano.

– Gdzie jesteś? Ale tu ciemno…
– Endi?

Endi był jeszcze w kotłowni i nie zamierzał kończyć, a kelner pewnie liczył napiwek za pozostanie na dole.
Mężczyzna klasy business szukał „sekretarki” na bankiet.
– Nie, dziękuję. Jestem inżynierem, nie ‚asystentką’ – to nie mój świat.

97 thoughts on “Męski świat / Man’s world (English version available on Monday)

  1. męski świat w garniturach, hm…? dobrze, ze to tylko jedna z jego twarzy 🙂
    ja chyba wole te rozśpiewaną, chodzącą zgraję, co na skrzypcach gra w tramwaju i częstuje mnie cygarem i winem z kartonu… chociaż nie powiem – chciałabym ich i w garniturach zobaczyć, ale koniecznie z tymi skrzypkami 😉

    • Hehe… widok ‚garniturowych’ zależy od pory dnia. W pracy piękni i eleganccy, a po i na bankiecie ‚bankiecie’ to często (nie zawsze) zwyczajne żule. Tacy fajniutcy są 🙂

      • ten bankietowy image – zawsze mnie przeraża w jakiś taki swój obleśny sposób spowija mnie alkoholowa woń i jak Ty miewam odruchy iście wymiotne, tyle tylko, ze dusza mi wymiotuje…

      • Wrażliwa jesteś, a ja Ciebie lubię, więc już nie wspomnę nawet o NIEKTÓRYCH budowlańcach po 16tej (nie wszystkich, bo znam takich ekstra również). A tfu!!

  2. Potwierdza się stara prawda, ze nie habit czyni mnicha, tak też jest i ze strojami bankietowymi, pracowymi, czy pozapracowymi. Człowieka poznaje się tak naprawdę po tym, jak się zachowuje w różnych okolicznościach. Nikt nei jest w stanie kontrolować swojej roli, którą przyszło mu grać – wychodzą wszystkie niedociągnięcia.
    Kiedyś z racji okoliczności zawodowych garnitur był moją codziennością. Dziś, to co robię, pozwala mi ubierać się tak, jak wygodnie i jak lubię. Lubię widzieć zaskoczenie u garniturowców i garsonkarek, gdy facet, z którym mają do zrobienia jakiś interes ubrany jest tak, jakby szedł na spacer. Ostatnio zauważyłem ciekawą prawidłowość u męskich pracowników banków, czy doradców finansowych, taki szczególny kod: noszą buty z długimi czubami:-)

    • Hihihi… muszę zerknąć co tam mój mąż wczoraj przytachał (garniturowiec, ale kochany i bez ‚asystentki’) – buty oczywiście, tylko jaki czub?
      Będę obserwowała trend 🙂 🙂

      • W przypadku męża może to być jakiś znak: przyglądaj się mu w tym stroju i zwizualizuj sobie wszystkie okoliczności, w jakich mógłby wystąpić w tym garniturze. Wtedy wszystko będzie jasne:-)))

      • To zasiałeś ziarno niepewności. Od teraz jestem Watsonem w dochodzeniu „Trendy garniturowców”. Jak podpadnie, to biorę maszynkę i golę mu głowę 😉 😉
        … tak a propos Heli i mojego Taty 🙂 🙂

  3. Zawsze w zetknięciu z takim światem chlapnę jakiś głupi tekst. Tacy napuszeni sztywni ale wydaje mi się że wewnątrz boją się kompromitacji stąd taka plastikowa oficjalność i buty w szpic ( podejdź za blisko to ukuję ) I już nie czuję nieśmiałości wobec powiedzmy takich ę, ą, bon ton.

    • W oficjalności zauważam niuanse, toleruję konwenanse, ale „ę, ą, bon ton” to dla mnie mur do przeskoczenia, ale z wielkim wysiłkiem. Jeszcze z moim akcentem, z moim wrodzonym talentem do ‚godania’ – „ę, ą, bon ton” jest wyzwaniem.

  4. Pracując w gdyńskim hotelu na co dzień spotykałam się z takimi ludźmi „ę, ą” i gwiazdami, gdy w Gdyni był festiwal, jak co roku. I ku mojemu zdziwieniu, część tej „arystokracji” potrafiła zachowywać się normalnie, po ludzku, jak przeciętny człowiek – z szacunkiem dla innych, bez typowej dla nich wyniosłości. Może pamiętali kim byli, nim się stali tym, kim są obecnie.

    • I to dowód na to, że świat zachowuje równowagę. W końcu mój mężuś też garniturowiec na co dzień ( w weekendy dzinsowiec i trampkowiec). Równowaga musi być i nie każdy z tej grupy to palant 🙂 🙂

    • Ja byłem własnie na wyjeździe integracyjno-szkoleniowym, gdzie byli mniejsi i więksi, i nie było ani lizustwa, ani wywyższania się. Miło – taki mam komentarz 😉

      • Mój funkcjonuje całkiem nieźle i może dlatego trafiam na „dobrych” ludzi 🙂 Co do innych nie mam zdania i dostępu. Każdy jest kowalem…

      • Na znanym portalu społecznościowym jedna z portalowych znajomych wypowiedziała się bardzo krytycznie i raczej nieprzychylnie wobec mężczyzn (ogólnie, abstrahując od garniturów). Stwierdziła, że nie ma innych, jak tylko „źli”.
        Zastanowiłam się i stwierdziłam, że chyba w innym świecie żyję.
        Przecież mimo wszystko, nawet pan klasy business z mojego postu nie był do niczego. Elokwentny i uprzejmy. A że intencja „nieteges”… cóż. Mogłam się obrazić, foch strzelić i spoliczkować delikwenta. Ale wolałam pogadać, powęszyć dlaczego tak a nie inaczej się zachował. W końcu i tak już go pewnie nie zobaczę, a on… nie wiem czy jakąś naukę z naszego spotkania wyniósł. No bo skąd? 😉

      • Właśnie z kimś sobie dziś gaworzyłem i dowiedziałem się, że nie zawsze przyciągamy ludzi podobnych do siebie (chociaz często i jest to radzaj zasady), ale tez i takich, których mozemy czegoś nauczyć 😉

      • Tak szybko? 🙂 Jak to jest z tęsknotą, niszczy czy buduje Pani Budująca, hm? 😉

      • Z obserwacji wiem, że różnie, Panie Dociekliwy 😉
        Bywa niestety również i tak, że niszczy do tej pory zbudowane relacje. Zależy – trzeba w swoim działaniu słuchać i serca i rozumu. Bo samo serducho emocjami się kieruje, które z czasem i z naciskiem tęsknoty może się zwyczajnie zezłościć.
        I wtedy powinien rozum przemówić i opamiętać serce.
        🙂

      • Tęsknota jest brakiem czegoś… więc dobra być nie może. Jako facet wybieram proste konstrukcje myślowe… jednak proszę mnie nie nazywać Panie Prostaku 😉

  5. Kowaloovo ale gdybyś zobaczyła swoich osobistych klasowych chłopaków , którzy na co dzień nosza spodnie dzinsowe opuszczone do kolan , jakies koszulki z napisami , podpocone , powygniatane i nagle jak za dotknięciem wrózki te same chłopaki klasowe ida w polonezie w pieknych garniturach , sztywno , dostojnie ….echhhh pani wychowawczyni sie wruszyła i łza na rzęsie mi się trzęsie:)

  6. Ech, to co innego 🙂 🙂
    Ja około miesiąca temu łapałam szczękę, kiedy zobaczyłam kolegę z technikum. On był zawsze, hm… miał swój styl i kochał Nirvanę, a ja go w różowej koszuli i krawacie, bez koczka widzę.
    Trach!!! Tak mi szczęka o ziemię gruchnęła. Strój zmienił, uczesanie również, wydoroślał… ale daleko mu (oczywiście to komplement) do tego spod windy w Qubusie.

  7. Cóż, najśmieszniej gdy z chama robi się nagle pan. Nie każdy potrafi zrobić to z takim wdziękiem jak Nikodem Dyzma. Kasa potrafi wywindować, ale zazwyczaj trzeba kilku pokoleń by dostatek w rodzinie na dostojeństwo przekuć.

      • Nie zgadzam się i protestuję z konkluzją ową!
        To brak charakteru i kompleksy w połączeniu z pieniędzmi rodzą chamstwo. Ot – moja teza.

      • Mogę się zgodzić, bo Twoja teoria bardziej mi odpowiada i chcę, pragnę, marzę o tym, aby się mylić

      • Ja mam 3 szefów. Każdy z nich jest co najmniej ponad przeciętnie sytuowany, co bym nie rzekła nadziany jak owca przed jamą Smoka Wawelskiego. I żaden z nich nie jest chamem, żaden. Mało tego – ten najstarszy to dżentelmen z gatunku wymierających. Prawdziwy dżentelmen!

      • Znam też takich, ale pamiętam że są też i buraki… a może to zwykła przeszłość 😉

    • Oczywiście… Oczywiście…
      Widzisz – ja mam szacunek do mężczyzn i rozmawiałam z nim jeszcze długo tego wieczoru, bez afery i takich tam żałosnych zachowań. I na bankiet zaproszenie zostało wysłane w windzie, a nie tam – przy kawie na poddaszu. Tam był czysty przekaz i prosty komunikat.
      No, ale wspomniałeś już, że nie ogarniasz…

      • Cóż… nie miałbym u Ciebie szans – garnitur, krawat z dezynwolturą zawiązany pod szyją, zapach gentlemana z givenchy, oczytanie, kultura osobista… dyskwalifikacja totalna. kaszana. Twój wybór.

  8. Kowalowa, nie dam Ci satysfakcji i nie potnę się szarym mydłem. Miałem nadzieję, że potrafisz trzymać nerwy na wodzy i na klatę przyjmiesz niejedną tonę… Zawiodłaś mnie. Chlip chlip…

    • Bywa i tak.
      Mimo zauroczenia erudycją, lekką arogancją i doskonałym awatarem jestem raczej stanowcza i nie łatwo zamydlić mi oczy. Trudno jest mnie obrazić, bo nie mam kompleksów i uważam za dobry trening potyczki słowne i pisane. Ale kot jak kto… TY powinieneś wiedzieć, że Ślązaczki to najlepsze gospodynie w Polsce. I ja za jedną z nich się uważam. Więc rzucać SZMATAMI w moich gości nie pozawalam. Ot cała filozofia.

  9. „Pewnego razu żebrak zawitał do domu starca, a starzec ugościł go i przenocował.
    – Kim jesteś, biedny człowieku? – zapytał stary gospodarz.
    – Jestem człowiekiem, który mówi prawdę, dlatego wszyscy mnie przepędzają kijami, – odparł przybysz.
    – To dziwne, – powiedział starzec.
    Rano stary człowiek przygotował najlepsze odzienie, jakie posiadał, aby oddać je żebrakowi. Gdy szykował śniadanie, żebrak wstał z łózka i w świetle dnia zobaczył, że starzec ma tylko jedno oko, a cała jego twarz jest pokryta bliznami po oparzeniach.
    – Ale jesteś brzydki! – szczerze wyznał gość. – Masz okropną twarz, mógłbyś nią straszyć niegrzeczne dzieci.
    I starzec przegnał z domu żebraka, mówiąc mu:
    – Nie możesz znaleźć sobie miejsca i każdy cię przegania, albowiem nie mówisz ludziom prawdy, a jedynie wytykasz im ich ułomności”.

    Przypowieść żydowska.

    • Stare przypowieści mają to do siebie, że są bardzo mądre. Sama mam wrażenie, że wszystkie (nawet ta żydowska) wywodzą się z Chin. Tak mam. Chyba dlatego, że Chiny są dla mnie symbolem mądrości, skrupulatności i uczciwości. Nigdy tam nie byłam, ale mam zamiar. A teraz mi go przypomniałeś tą żydowską przypowieścią 😉

Dodaj odpowiedź do odarty Anuluj pisanie odpowiedzi